Robert Kacprzycki, 2008
1. Veteran – 13:40
2. Another day like yesterday – 7:17
3. Sin nonbre – 12:08
4. Driving back to Mexico – 15:51
Robert Kacprzycki: gitara prowadząca, solowa, basowa, clave, shackers, bongosy
David Saucedo Valle: bębny conga, quiro, marakasy, shackere'a
Maciej Szyszkowski: harmonijka ustna
Tomasz Grabski: saksofon
Mix i mastering wszystkich kompozycji, Robert Kacprzycki
„Sin nombre” została wydana w czerwcu 2008. Wydawcą była moja firma RK-SYSTEM.
Płyta dystrybuowana była wśród znajomych oraz klientów mojej firmy.
Po nagraniu płyty „Młodszy brat Bongosa”, Maciek niestety musiał wyjechać z Grodziska, przeprowadził się do Lublina, przez co nasze kontakty stały się znacznie bardziej utrudnione i nie mogliśmy grać razem wtedy kiedy nam było wygodnie. Pojawił się również problem braku regularnego bębniarza. Conga tak zafascynowały mnie brzmieniowo, że postanowiłem sam nauczyć się na nich grać.
Zakupiłem profesjonalne bębny firmy Meinl, asygnowane 'Luis Conte', ale bez nauczyciela nie było tak łatwo. Na początku kończyło się na posiniaczonych rękach i w związku z tym, postanowiłem znaleźć kogoś, kto czuje te sprawy lepiej ode mnie. Wykonałem internetowy rekonesans i w końcu trafiłem na nazwisko David Saucedo Valle. Zadzwoniłem do gościa. Po krótkiej rozmowie okazało się, że David jest bardzo miłym facetem, zaprosił mnie do siebie do domu na pierwszą lekcję gry na congach. David Był meksykaninem i od 10 lat mieszkał w Polsce. Miał dosyć szerokie kontakty sceniczne, między innymi grał przez około 8 lat z zespołem Maanam, nagrywał z nimi płyty jak również występował z wieloma innymi znanymi polskimi artystami. Grał on na congach, djembe, bębnach bata, bongo, oraz wielu innych etnicznych przeszkadzajkach. Z całą stanowczością mogę stwierdzić, iż był chodzącą kopalnią wiedzy na temat rytmów i różnego rodzaju perkusjonaliów.
David szybko się zorientował, że jestem świerszczakiem w dziedzinie bębniarstwa. Zaczął więc ze mną pracę od podstaw. Po mniej więcej 2 miesiącach grania i ćwiczenia techniki „tumbao” oraz slapu, która na tym rodzaju bębna do prostych nie należy, zacząłem powoli nabierać wprawy. W końcu mogliśmy z Davidem grać razem różne bębnowe jamy. Po dosyć krótkiej znajomości szybko się zorientowaliśmy, że nadajemy na dosyć zbliżonych falach. W związku z tym, zaproponowałem Davidowi inny rodzaj współpracy, a mianowicie zaprosiłem go do mojego studia na wspólne granie i nagrywanie.
Na nasze spotkania za każdym razem komponowałem własną muzę, do której wspólnie z Davidem graliśmy sekcję rytmiczną. Doszedłem do wniosku, że nie ma sensu abym dalej „klepał byczą skórę”, skoro mam pod ręką tak dobrego speca od tych rzeczy. Skoncentrowałem się zatem na gitarach, komponowaniu, miksowaniu i masteringu, gdyż do tych czynności nie miałem zmiennika.
David Sub Comendante, bo tak na niego mówiłem, jako, że tytuł Comendante zarezerwowany został dla mojej osoby, przesłuchawszy moje wcześniejsze numery, powiedział: „stary grasz z filetem...”, co w jego dialekcie oznaczało, że mam dobry „feelling”.
W wolnych chwilach spotykaliśmy się na wspólne granie i nagrywanie, gdyż pasja do muzyki dawała popalić nam obu, tak, że w krótkim czasie nagrałem kolejna płytkę, którą zatytułowałem po hiszpańsku 'Sin nombre', co tłumaczy się na angielski jako 'No name'.
Z uwagi na fakt, iż kontakt z Maćkiem zrobił się trochę utrudniony, postanowiłem do swoich utworów dołączyć saksofon. Jako saksofonistę zwerbowałem Tomka Grabskiego, którego grę wykorzystałem w kilku swoich utworach. Na tej płycie pojawiła się po raz pierwszy piękna kompozycja o nazwie „Veteran”. Zastosowałem w niej wymyśloną przez siebie specyficzną harmonię akordów, którą doprawiłem potem subtelnym i zmysłowym solem gitarowym. Po nagraniu tego kawałka wysłałem go natychmiast Maćkowi, który określił go krótko „... stary, jest powalająco zniewalający...”.
Utwór mu tak się spodobał, że po jakimś czasie przyjechał do mnie i dograliśmy do niego harmonijkę.
Przed zakończeniem nagrania tej płyty David musiał wyjechać do Meksyku na kilka miesięcy i wtedy zrobiło mi się trochę smutno :(, bez niego. W związku z tym, że do pisania muzyki potrzebne są emocje, emocje, emocje i jeszcze raz emocje, natychmiast skomponowałem kawałek o nazwie „Driving back to Mexico”, grany w konwencji ostrego bluesa z dużymi naleciałościami mojego gitarowego idola Jimmiego Hendrixa.
Drugi kamień został zatem postawiony...
Należy się teraz cieszyć :), gdyż moje nagrania zostały w końcu dostrzeżone. Na początku października 2013 roku została wydana dzięki trzem sponsorom w sposób oficjalny moja nowa płyta "Like a jazz...". Najnowszy materiał muzyczny został skomponowany w konwencji jazzu łatwo wpadającego w ucho tak, żeby stopniowo przedstawić sekrety tej pięknej muzyki szerszemu gronu odbiorców. Szczegóły są zawarte na zakładce "Dyskografia"
Wszystkie informacje zawarte na tej stronie objęte są prawami autorskimi. Kopiowanie, rozpowszechnianie i wykorzystywanie zabronione.